wybrałyśmy się na spacer

spacer w taki upał to zdecydowanie nie najlepszy pomysł...
trzymając mocno w łapkach bilety, które rano dał jej Kuba...

... Nellka próbowała zerwać kwiatki dla Taty

i standardowo troszkę kamyczków;) (na szczęście zostały gdzieś w lesie wyrzucone)

poszłyśmy do lasu z nadzieją że będzie chłodniej ale... chyba się przeliczyłyśmy - było parno i do tego masa komarów... plus tego jest taki, że żaba nauczyła się odganiać komary krzycząc "sio" i machając łapakami;)

widziałyśmy motylki

i żuki

jak się okazuje żuki dają się oswoić;)


początkowo dziecko było szczęśliwe (tym bardziej że po drodze jest budka z lodami)


potem żaba zrobiła się zmęczona i wspięła się na mamine plecy...


zieeeeeeeeew...

a przed nami była jeszcze długa droga...
jak widać po mojej twarzy słońce prażyło mocno, ale dałyśmy radę i brnąc przez kałuże wielkości mini jeziorek, pałaszując maliny i jagódki oraz popijając wodę... szłam ledwo zipiąc z dzieckiem na plecach i wózkiem - załadowanym wszystkim co potrzebne - przedemną...
przy wyjściu z puszczy Nellka wyglądała tak:

i miałam nadzieję, że tak uda nam się dotrzeć do domu - niestety moje dziecie miało inne plany i pochwili już niosłam ją w ergo z przodu a ostatni kawałek trasy pokonała na własnych nogach;)
potem już tylko chłodny prysznic, kawka i jagodzianki i już jest lepiej... ja padam a małe pełne energii na kolejny spacer:)

spacer w taki upał to zdecydowanie nie najlepszy pomysł...
trzymając mocno w łapkach bilety, które rano dał jej Kuba...

... Nellka próbowała zerwać kwiatki dla Taty

i standardowo troszkę kamyczków;) (na szczęście zostały gdzieś w lesie wyrzucone)

poszłyśmy do lasu z nadzieją że będzie chłodniej ale... chyba się przeliczyłyśmy - było parno i do tego masa komarów... plus tego jest taki, że żaba nauczyła się odganiać komary krzycząc "sio" i machając łapakami;)

widziałyśmy motylki

i żuki

jak się okazuje żuki dają się oswoić;)


początkowo dziecko było szczęśliwe (tym bardziej że po drodze jest budka z lodami)


potem żaba zrobiła się zmęczona i wspięła się na mamine plecy...


zieeeeeeeeew...

a przed nami była jeszcze długa droga...
jak widać po mojej twarzy słońce prażyło mocno, ale dałyśmy radę i brnąc przez kałuże wielkości mini jeziorek, pałaszując maliny i jagódki oraz popijając wodę... szłam ledwo zipiąc z dzieckiem na plecach i wózkiem - załadowanym wszystkim co potrzebne - przedemną...
przy wyjściu z puszczy Nellka wyglądała tak:

i miałam nadzieję, że tak uda nam się dotrzeć do domu - niestety moje dziecie miało inne plany i pochwili już niosłam ją w ergo z przodu a ostatni kawałek trasy pokonała na własnych nogach;)
potem już tylko chłodny prysznic, kawka i jagodzianki i już jest lepiej... ja padam a małe pełne energii na kolejny spacer:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz