sobota, 22 lutego 2014

rower, wiatr i ja...

dziś... pierwszy raz od dawna wsiadłam na rower... zostawiając za sobą wszystkie troski, zmartwienia.. dzieci z ich Tatą, który od nas odszedł jakiś czas temu i odwiedza je czasem... wyrwałam się ku płochliwej wolności... gnana szeptem nadziei na lepsze jutro... zatopiłam się w muzyce płynącej z moich słuchawek... ścigałam się z obudzonymi ze snu zimowego owadami... wdychałam cudowne powietrze nasycone promieniami słońca... pełna pragnień, radości, tych wszystkich doznań o których już dawno nie pamiętałam... z uśmiechem na ustach, wiatrem we włosach, radością w sercu i pozytywnymi myślami w głowie... czas przestał istnieć...

teraz ogarnia mnie cudowne zmęczenie połączone z oczekiwaniem...


2 komentarze:

  1. Ja już śmigam na rowerze od 3 tygodni bo aura sprzyja. Nie ma nic lepszego;))

    OdpowiedzUsuń